W Egipcie przejażdżka na wielbłądzie nic nie kosztuje, zapłacić trzeba tylko za zejście z tego dużego zwierzęcia...
Ach, jak ten czas płynie! Właśnie w tym roku minęło równe 10 lat kiedy moje oczy ujrzały egipską ziemię.
Mój pierwszy wyjazd był w lutym tylko nad Morze Czerwone do
Hurghady.
Miałam dobry czas z córką i wnuczkami. Pogoda dopisywała
i było słodkie lenistwo.
W maju 2010 roku schodzimy do lądowania w Kairo, a
pod nami morze świateł. Pomimo, że jest prawie 4 rano, czeka na
nas przedstawiciel biura podroży z którego zamówiliśmy wycieczkę
(lokalne biuro podróży). Długo wiezie nas do hotelu Barcelo.
Podziwiamy ciemny granat nieba usianego milionami gwiazd.
Pierwszy dzień spędzamy na odpoczynku i plażowaniu.
Drugiego dnia zwiedzamy Kair z przewodnikiem.
Stolica Egiptu jest jednym z największych miast na świecie. To
miasto nigdy nie śpi, a ruch uliczny kieruje się swoimi nieznanymi
dla Europejczyka zasadami. Ludzie przechodzą przez jezdnię we
wszystkich miejscach pomiędzy samochodami. Kierowcy nieustannie
używają klaksonów. Na balkonach wiszą sznury upranej bielizny.
Ulice są brudne i zaśmiecone. Jest dużo hałasu i wszędzie pełno
ludzi. Sa lepsze i gorsze dzielnice tak jak w każdym mieście.
Po bardzo urozmaiconym i smacznym śniadaniu
wyruszamy vanem do Gizy aby tu podziwiać jeden z siedmiu cudów
świata – piramidy. Najwyższa piramida ma wysokość 150 metrów.
Nie robią na mnie aż tak wielkiego wrażenia.
Kiedy jednak pomyślę,
że każdy blok waży ponad 50 ton i został tu wniesiony ludzkim
rozumem i mięśniami to jestem pełna podziwu! Najnowsze badania
wykazały iż pod największą
piramidą w Gizie
znajdują się głębokie szyby a na głębokości 30 metrów
spoczywa 12 tonowy sarkofag i jest tam jeziorko z krystalicznie
czystą wodą.
W sumie wybudowano ponad 100 piramid. Przetrwało
około 80.
Możemy nawet wejść do wnętrza środkowej. Jest
tam pusto, kilka rysunków na ścianach. Wchodząc z duzą ilością
turystów pochylasz głowę i plecy i tak schodzisz coraz niżej i
niżej. Wokół roznosi się woń potu, jest gorąco, nie ma czym
oddychać. Powrotna droga jest jeszcze trudniejsza, bo w takiej samej
pozycji wspinamy się do góry.
Zadowoleni, już na zewnątrz
oddychamy świeżym powietrzem, wieje lekki wietrzyk.
Teraz krótka,
bezpłatna przejeżdzka
na wielbłądzie… jeno zejście kosztuje.
Mamy czas na zrobienie zdjęć.
Podziwiając Sfinksa i słuchając przewodnika
zagapiłam się i źle stanełam, stopa mi się podwinęła. Chwila
trwogi, ze skręciłam kostkę i już mam resztę wakacji z głowy.
Na szczęście nic poważnego i za chwile znowu mogłam chodzić.
Spojrzałam jeszcze raz na Sfinksa i zobaczyłam jak drwi ze mnie bo
on tu stoi od wieków i widział niejedno potknięcie.
Sfinks ma 20 metrów wysokości i 80 metrów
długości. Jest to największa rzeźba wykonana z jednego kamienia.
Jest najbardziej znaną rzeźbą Egiptu. Pomimo tylu badań wciąż
jest to wielka zagadka. Od wieków fascynuje wszystkich. Budzi grozę.
Najnowsze badania udowadniają że cały korpus ma aż 8 tysięcy
lat. Niektórzy twierdzą,
że patrząc na niego za każdym razem widzimy coś innego.
Zatrzymujemy się jeszcze na chwilę przy Sakkarze
- schodkowej piramidzie inaczej nazwanej Dzesera. W grobowcu tej
piramidy złożono mumie króla i przykryto 3 tonowym głazem.
Piramida ta została wybudowana w trzecim tysiącleciu p. n. e.
Mały lunch i zwiedzamy muzeum w którym jeszcze można było
fotografować eksponaty czego nie wolno robić obecnie. Tu w muzeum
to dopiero czuje się atmosferę wieków!
Jest tam ponad 150 tysięcy przedmiotów, w tym prawie 2 tysiące z
grobowca Tutanchamona, w tym złota maska, oprócz tego królewskie
mumie, ozdobne trumny, posągi faraonów i ich żon, egipskie
boginie.
To chyba jedyne muzeum na świecie w którym
trzeba zapłacić za użycie toalety.
Pod wieczór płyniemy "felutia"
podziwiając miasto z łodzi i błękit nieba, rozkoszując się
łagodnym kołysaniem lodzi. Dostaliśmy smaczna kawę, lekki powiew
wiatru pieścił nasze twarze. Żartom nie było końca.
Naszą 6 osobową grupę odwieziono na stację
kolejową. W pociągu dostaliśmy kolacje i udaliśmysię na
spoczynek do wagonu sypialnego.
Pociąg wiózł nas przez calą noc na południe,
aż do Asuan.
Przed 6 rano staliśmy w oknie pociągu podziwiając wschód słońca
i oglądając mijane ubogie wioski egipskie.
Zawieziono nas do przystani w Asuan. Tam
zakwaterowaliśmy
się na statek,
którym
pływaliśmy
po Nilu przez 4 dni i 4
noce. Jedzenie na staku
było egipskie:
pita, jogurt, znany w Polsce kebab, odpowiedniki naszych "goląbków"
tylko przyrządzone
bez mięsa i
zawinięte w
liście winogron,
bób, ryby i
kurczaki prawie takie same jak w Polsce, dużo
baraniny, którą
bardzo lubię.
Niektóre potrawy
były bardzo
pikantne. Na śniadanie
bardzo dużo
smacznych owoców:
rodzynki, daktyle, ananas i wiele, wiele innych, również
płatki owsiane,
różne słodkie
bułeczki,
herbata, kawa i soki.
Pokój mieliśmy duży, z rozsuwanymi oszklonymi drzwiami. Leżąc na
łóżku mozna było podziwiać rzekę i mijane krajobrazy.
Na najwyższym
piętrze naszego
statku był duży
basen z którego
korzystaliśmy w
wolnych chwilach.
Dla starożytnych Egipcjan Nil wypływał z
"krainy bogów". Nil ma
6.5 tys. km długości. Jest największą rzeką Afryki. To rzeka
życia. Dzięki wylewom Nilu, który przynosił żyzny muł rolnictwo
było dobrze rozwinięte. Plony były obfite. Nawet były specjalne
urządzenia do mierzenia wysokości wody w rzece aby ustalić podatki
(nilometer).
W górnym odcinku Nilu są dwa wodospady. Jeden z
nich w Asuan.
Po bardzo krótkim odpoczynku kiedy jeszcze nie
było piekielnego upału pojechaliśmy obejrzeć nieskończony
obelisk, który leży w kamieniołomach. Jest atrakcją dla turystów
a zawiedzeniem dla pracujących kiedyś przy nim Egipcjan. Obelisk ma
długość 42 metry i waży ponad tysiąc ton. Nie dokończono tego
dzieła ponieważ pękł w czasie obróbki.
Po lunchu pojechaliśmy zobaczyć zapory wodne w
Asuan. Mniejszą, wybudowaną przez Anglików i większą, zbudowaną
przez Egipcjan przy pomocy rosyjskich
inżynierów.
Następnego dnia wstaliśmy o 4 rano aby za
dodatkowa opłatą zobaczyć następne
nieprawdopodobne cudo. Nasz van ustawił się w
szeregu innych pojazdów włącznie z autokarami turystycznymi. Bylo
ich razem chyba ze 40. Punktualnie o 5-tej cały konwój wyjechał z
Asuan na południe do Świątyni Abu-Simbel oddalonej o około 280
km. Nie wiem czy w każdym turystycznym pojeździe było tak samo jak
w naszym. Domyślam się, że tak. Towarzyszył nam zolnież z
bronią, bo kilka lat temu był napad na turystów i od tamtej pory
wprowadzono większe środki ostrożności. Nasza grupa składa się
tylko z 6 turystów: młode małżeństwo ze Sri Lanki w podroży
poślubnej, dwie Azjatki i ja z mężem plus kierowca, przewodnik i
nasz ochroniarz z bronią. Cały czas jechaliśmy przez pustynię
nigdzie się nie zatrzymując. Przez okno oglądaliśmy piaski
pustyni, wąską asfaltowa drogę i wstający dzień. Dalej w
znacznej odległości od szory wiedzieliśmy plot z kolczastego
drutu. Świątynia i wioska położona jest w odległości 40 km od
Sudanu. To już prawie ostatni punkt przygraniczny.
Dlaczego
pojechaliśmy tak rano? W maju w ciągu dnia w Egipcie jest bardzo
gorąco a więc w południe mała sjesta a wszelkie zwiedzania zwykle
przewodnicy organizują z samego rana lub pod wieczór kiedy jest w
miarę znośna temperatura.
W Abu-Simbel są dwie swiatynie, większa Ramzesa
II i mniejsza jego żony
Nefertiti. Wydrążono je w skale nad brzegiem Nilu w Dolnej Nubii w
XI wieku p. n. e. za czasów Ramzesa II. Miały pokazywać potęgę
Egiptu. Kiedyś były kompletnie zasypane piaskiem. Zostały odkryte
w 1813 roku przez podróżnika szwajcarskiego Ludwika Burckharda, a
po 4 latach odkopano je z piasków pod przewodnictwem Giovanniego
Belzoniego. Kiedy w latach 60 zaczęto budowę Wysokiej Tamy
Asuańskiej i utworzono tam sztuczne jezioro Nassera, jego wody
rozlały się 300 km na południe w głąb pustyni Nubia. Okazało
się ze cały ten projekt zagraża świątyniom.
W związku z taką sytuacją w latach 1964-68
zdecydowano się przenieść świątynie 65 metrów wyżej. Najpierw
wykonano sztuczne zbocze skalne, przesklepione kopulami z żelbetonu
aby utrzymały całą konstrukcję.
W sumie przeniesiono 24 obiekty ale świątynia Abu-Simbel jest
najbardziej znana. Przesiedlono także ponad 100 tysięcy
mieszkańców.
Koszt całej operacji wyniósł 36 milonów
dolarów. Pracowali tam specjaliści z wielu krajów, również z
Polski. Wejścia do świątyni strzegą 4 wysokie na 20 metrów
posągi Ramzesa II, największego z faraonów, który dożył
sędziwego wieku prawie do 100 lat. Mądrze i długo rządził
Egiptem przez ponad 50 lat. Był dobrym przywódcą, dbał o swoich
poddanych. Miał około 100 synów i 90 żon. Olbrzymie kolosy rzeźb
Ramzesa II zostały wyrzeźbione w jednym kamieniu każda.
Wewnątrz świątyni jest postać boga słońca
Amon-Re i Re-Horachte i boga sztuki i rzemiosła Ptahow. Każdy
faraon uważał się za syna boga słońca. Słońce to życie.
Każdego roku 19 lutego i 21 października wschodzące Słońce
oświetla wizerunki tych bogów.
W egipskim języku nie ma słowa "śmierć, zmarły"
Jeśli ktoś umrze mówią "westing" czyli zachód. Tak jak
słońce zaszło za horyzont tak człowiek zgasł. Jutro słońce
wstanie i faraon syn boga obudzi się wraz z którymś... tam
wschodem słońca... wierzono w to... dlatego prawie cale życie
poświęcano na przygotowanie się do śmierci.
Z tego powodu umieszczano posagi zmarłych faraonów tak, aby
wschodzący promień słońca oświetlał ich postacie.
Cały ten magiczny świat Egiptu wciąż mnie fascynuje.
Następna sprawa to często następujący faraon
zamiast pielęgnować dorobek niszczył ślady po przednim: napisy,
rysunki etc. bo ten panujący chciał być najpotężniejszy,
najlepiej zapamiętany.
W języku
egipskim są 26 litery ale mamy ponad 4 tysiace herogifow.
Heroglif
to pismo rysunkowe. Do końca 18 wieku nie umiano rozczytać
hieroglifów.
Następnego dnia popłynęliśmy małą łodzią
na wyspę File a właściwie Agilkia aby obejrzeć świątynie Izydy.
Jest tam kaplica boskich narodzin Horusa. Na ścianie wizerunek
bogini Izydy i syna Horusa przyjmujących dary od Ptolemeusza ojca
Kleopatry.
Co ciekawe kult Izydy rozszerzył się na całe
cesarstwo rzymskie. Wszystkie kolumny są ozdobione. Często
motywami kwiatowymi. Olbrzymia sala hypostylowa, w okresie
chrześcijaństwa przebudowana na kaplice.
Przez kilka miesięcy spiętrzone wody Nilu zalewały świątynie z
powodu budowy wielkiej tamy. W końcu zdecydowano przenieść obiekt
dzięki funduszom z UNESCO na pobliska wyspę Agilkia. Prace trwały
10 lat od 1970 do 1980. Zabytki z wyspy File zostały wpisane w 1979
roku na listę światowego dziedzictwa UNESCO. Na tej wyspie pomimo
żaru lejącego się z nieba jest dużo zieleni i kwiatów.
Wierzcie mi, że takiemu laikowi jakim ja jestem w
tej dziedzie, trudno opisać cale piękno i atmosferę tych
wszystkich świątyń, majestatycznie stojących kolumn, rysunków na
nich. Każdy przedstawia coś ważnego z tamtego okresu. Egipcjanie
pokazywali świat i ludzi z profilu a tors z przodu. Nie mniej
jestem pełna podziwu i nisko chylę czoło przed wiedza jak mieli 5
tysięcy lat temu.
Pod wieczór statek odpłynął do Kom Ombo
a potem do Edfu. Świątynia w Edfu jest jedną z najlepiej
zachowanych obiektów sakralnych i drugą co do wielkości po
Karnaku. Poświęcona bogu Horusa czyli opiekunowi nieba. Jest
przedstawiony w postaci sokoła a więc często mógł szybować po
niebie. Horus jest jednym z najstarszych i najbardziej znanych bóstw
w starożytnej religii Egiptu.
Będąc później w 2014 roku w Paryżu w Luwrze,
moje oczy wychwyciły podobiznę Horusa wykonaną ze złota, turkusu i innych drogocenych kamieni. Autor nieznany.
Nie będę się rozwodzić na temat historii tej świątyni bo
zajęłoby to mi następne 3 strony.
Tak czy inaczej jest piękna. Każda kolumna
została ozdobiona innym motywem. Jest tam także rysunkowa postać
Ptolemeusza XII, ojca Kleopatry, najsłynniejszej i ostatniej
władczyni Egiptu. Panowała 21 lat. Była nie tylko bardzo piękna
ale ambitna i inteligentna. Otrzymała staranne wykształcenie.
Mieszkając na dworze miała dostęp do wiedzy, umiała się
porozumieć w 7 językach. Sama tworzyła legendę, która wciąż
jest żywa wśród nas, pomimo ze większość pamięta ją z
zupełnie innej strony.
Połowa następnego dnia upłyneła nam na statku,
na opalaniu, rozmowach i podziwianiu brzegów Nilu i małych mniej
znanych świątyń. Od czasu do czasu widać było osiołka
obładowanego sianem lub patykami, zdążającego wraz z idącym u
jego boku właścicielem do własnego gospodarstwa. Niekiedy
mijaliśmy małe gospodarstwa a na podwórku kury, kozy i bawiące
się dzieci.
Wczesnym rankiem kiedy powietrze było jeszcze
rześkie wyruszyliśmy dorożką do świątyni w Luksor. W języku
arabskim to "miasto pałaców". A tam nowy zachwyt!
Świątynia ta poświęcona jest tebańskiej triadzie bogów czyli
rodzinie Amon, Mut i Chonsu (ojciec, matka i dziecko). Kiedyś stały
tu 2 obeliski ale jeden wywieziono do Francji w 1833 roku i stanął
na placu Zgody w Paryżu.
W 2014 roku w Paryżu bylismy pod tym obeliskiem.
Obelisk był
kultem słońca.
Egipcjanie wierzyli, że ich największy bóg mieszka w obeliskach.
Ustawiali je przed świątyniami
i pałacami.
Tworzyły jakby
bramy do świątyń. Na obelisku na bocznych ścianach umieszczano
imiona władców. W Poznaniu także mamy obelisk Ramzesa II w Muzeum
Archeologicznym.
Budowa świątyni w Luksor trwała wieki. Ma obszar tylko 300 metrów
z północy na południe. Jest skromniejsza i była sezonowym
miejscem uroczystości religijnych.
W swiatyniach faraonowie skladali ofiary bogom, odbywały sie
procesje.
Wejście zdobi 65 metrowy Pylon. Do świątyni
wiedzie droga sfinksów - symboli Amona. Znajduje się tam 14 kolumn,
które otaczają wielki dziedziniec. Niezapomniany widok pod wieczór
kiedy posągi i Pylon oświetla sztuczne światło.
Obydwie świątynie w Luksor i Karnak są jakby
połączone ze sobą, są oddalone od siebie tylko 5km.
Karnak zwiedzamy po południu. Temperatura plus 45
stopni. Czuję jak moje łydki nabrzmiały a twarz piecze. W końcu
zdjęłam dodatkową koszulową bluzkę i zawiązałam wokół głowy.
Tym sposobem poczułam ulgę na policzkach. I w tym momencie
pomyślałam, ze to może jedna z przyczyn dlaczego arabki zakrywają
twarze.
Karnak ma obszar 2,5 km kwadratowych. Modyfikacje tej świątyni
trwały 1500 lat. Pośrodku sala hepostylowa zamknięta 150
kolumnami.
Wybudowano je w 14 wieku p. n.e. świątynia ta sąsiaduje ze świętym
jeziorkiem.
Po krótkim okresie
pochówku zmarłych w piramidach, zaczęto
szukać praktyczniejszego i bezpieczniejszego miejsca ze względu na
rabusiów, dla których na całym świecie nie ma świętości.
Powszechnie wiadomo ze zmarły faraon, książę musi mieć przy
sobie wszystko, co będzie mu potrzebne w następnym życiu, a więc
przy mumii faraona zostawiano wiele drogocennych przedmiotów często
wykonanych ze złota, alabastru, lazurytu i drogich kamieni.
W końcu znaleziono odpowiednie miejsce w dolinie
oddalonej od Gizy 500km na południe. Nazwano to miejsce Doliną
Królów. Wykuto tam w skalach aż 60 grobowców, w których
składano mumie faraonów i innych członków królewskich rodzin.
Wszystkie zostały zdewastowane i okradzione. Jednak nie doszukano
się grobu Tutenchamona. Angielski archeolog Howard Carter szukał go
aż 6 lat. W końcu 26 listopada 1922 roku zupełnie przypadkowo
natrafiono na płytę, która wydała inny dźwięk i tym sposobem
odkryto grobowiec kompletnie przysypany piaskiem i kamieniami.
Dzięki temu przetrwał w nienaruszonym stanie setki lat. Ten faraon
zmarł w młodym wieku w okresie wstrząsów religijnych. U szczytu
władzy był tylko 9 lat. Nie mniej teraz cały świat zna jego imię
z tego względu, ze w jego grobie znaleziono 2 tysiące przedmiotów
na podstawie których możemy dowiedzieć się jak żyli Egipcjanie w
starożytności. Oprócz tego w 4 komnatach wykutych w skale grobowca
dopiero za trzecimi drzwiami znaleziono pełne skrzynie złota a sam
faraon był pochowany w 3 złotych trumnach. Na jego twarzy
spoczywała złota maska.
Kiedy w 1972 roku w Anglii zorganizowano wystawę z grobowca:
przedmiotów i maski Tutenchamona liczba zwiedzających osiągnęła
1,5 miliona.
Tego dnia kiedy byliśmy przy grobie w Dolinie
Królów, wiał silny wiatr, było dużo kurzu w powietrzu. To nie
był dobry dzień dla mnie bo byłam przeziębiona i w tym momencie
nie miałam ochoty na zejście do grobu Tutanchamona. Teraz trochę
żałuję. Mój mąż zszedł za dodatkowa opłatą 20 euro. Wrócił
szczęśliwy, że chociaż mógł zobaczyć rysunki na ścianach i
zrobić zdjęcia. Wszystkie przedmioty z tego grobowca zostały
umieszczone w muzeum archeologicznym w Kairo.
Nocą wróciliśmy pociągiem do stolicy Egiptu, do tego samego
hotelu Barcelo. Była 5 rano i musieliśmy czekać aż zwolnią się
i posprzątają pokoje dla nas. Zostałam cały dzień w hotelu bo
męczył mnie kaszel a mój mąż z cala grupa pojechał na dalsze
zwiedzanie.
Z tego co mi opowiadał i pokazywał zdjęcia, to byli na bazarze
Khan el Khalili, także Cytadela Saladin gdzie znajduje się meczet
Mohameta Ali. Odwiedzili stara cześć Kairu wiszący kościół i
świątynie Ben Ezra.
(Nie na darmo ludzie mówią że podróże kształcą i uczą. Kilka
razy w ciagu dnia po zwiedzaniu jakiegoś obiektu wchodziliśmy do
samochodu, gdzie była włączona klimatyzacja.
Z domu wzięlam tylko cienką jednowarstwowa kurtkę, bo przecież
jadę do gorącego klimatu, a tu w samochodzie należałoby załozyć
co najmniej zimowe palto bo w czasie spędzonym na zewnątrz, w
temperaturze plus 30 stopni organizm bardzo sie rozgrzał, a teraz za
szybko oziębiał się. Wodę też sprzedawano bardzo zimną. Wiele
rzeczy działo się wokoł, nie tak jak w domu, kiedy jest dużo
czasu na odpoczynek. Niezle się przeziębiłam i długo nie mogłam
dojść do siebie. Niemniej warto było pojechać i zobaczyć
starożytny Egipt, a lekcja z tego taka, że zawsze należy zabrać
cieplą kurtkę i to z kapturem - ot tak na wszelki wypadek)
W Egipcie było 30 dynastii.
Geometryczne monumenty kojarzą się nam z Egiptem.
Wszystkie piramidy są zbudowane tak aby oddawały ustawienie
pewnych gwiazd.
To właśnie Egiptowi zawdzięczamy 24 godzinną dobę jak i 365 dni
w roku.
Żaden starożytny lud nie cieszył się tak życiem jak Egipcjanie.
Polskie grupy archeologiczne również brały odział w wyprawach.
Po zamknięciu grobowca z mumią zmarłego faraona odciskano na
drzwiach lub ścianie blisko drzwi pieczęć zmarłego jego imię.
Imiona pisane pismem egipskim zamykane są w prostokącie. To są
kartusze. Na początku kartusze były okrągłe. W ten sposób pisano
imię panującego faraona a cala okrągłą otoczka to jakby słońce,
bóg słońca. Z czasem zmieniono na prostokątne aby mogło zmieścić
się cale imię.
My też zamówiliśmy sobie kartusze z naszymi
imionami na pamiątkę pobytu w tym pełnym tajemnic kraju.
To co teraz tu piszę
jest tylko moim subiektywnym odczucie. Faraonowie zrobili dobrą
robotę, bo w innym wypadku nie wiedzielibyśmy nic o tych bardzo
dawnych czasach i chociaż teraz Egipt jest biednym krajem to
przynajmniej ma jakieś tam zyski z odwiedzających turystów.
Mimo to pamięć i wiedza o dorobku starożytnej kultury przetrwa.
Nasza wycieczka była bardzo dobrze zorganizowana.
Przewodnicy przekazali nam wyczerpujące informacje o Egipcie,
pogoda dopisywała poza jednym dniem kiedy silny wiatr uniemożliwił
innym turystom przejażdżkę balonem nad Dolina Królów. Nasi
współtowarzysze podroży byli serdeczni a jedzenie znakomite.
Wodę do picia kupował nam przewodnik w sobie tylko wiadomych
sklepach, od niego sprzedawcy brali tylko po 1 Euro za dużą
butelkę. Pomimo, ze już upłynęło ponad 9 lat od tej podroży to
wciąż mam wszystkie te świątynie w mojej pamięci.
Niektóre z nich wciąż są w bardzo dobrej
formie ale są i takie, które nie przetrwały próby czasu albo
takie, które mają otwarte sklepienie. Te dwie ostatnie są mniej
znane.
Na mnie osobiście większe wrażenie wywarły
egipskie świątynie niż piramidy. Cały ich rozmach i
przeznaczenie. Jakoś tak bardzo przypadły mi do serca. Zaczęłam
sobie wyobrażać życie tu istniejące tysiące lat temu. Oglądając
te cuda aż trudno uwierzyć, że ręka ludzka tego dokonała,
szczególnie jeśli uświadomimy sobie jak dawno temu zostały
zbudowane. Świątynie zaczęto budować po tym jak skończono budowę
piramid.
Chętnie znowu pojechałabym do Egiptu ale chcemy
zobaczyć jeszcze tyle innych miejsc na świecie.
Jeśli cokolwiek pokręciłam to z góry przepraszam i
proszę o korektę.