Ta historia jest jak z baśni ale to nie baśń lecz szczera, w 100%
prawdziwa opowieść.
Miesiąc temu, w niedzielę, mieliśmy niecodzienną wizytę w domu - odwiedzili nas młodzi ludzie z Szanghaju.
A wszystko zaczęło się to z 15 lat temu.
Nasi sąsiedzi z Nanaimo, Sally i
Toni adoptowali małego Chińczyka.
Nie w sensie oficjalnych
urzędowych papierów ale psychicznie (sami mają 4 dorosłych synów).
Dawno temu, oglądając w TV program z domu dziecka w Chinach, uwaga
Sally i Toniego skupiła się na jednym chłopcu. Zadali
sobie wiele trudu, aby odszukać właśnie tego chłopca.
Zaopiekowali się nim w ten sposób, że wysyłali mu ubrania, i
pieniądze na szkołę.
Taka pomoc trwała kilka dobrych lat.
Gdy
Shejian stał się pełnoletni, zaprosili go na okres świąt Bożego
Narodzenia, do siebie do domu w Nanaimo. W ten sposób poznali się
lepiej. Od tamtej pory on odwiedza ich regularnie raz na rok. A
oprócz tego bardzo często dzwoni do nich przez Skype. W ubiegłym
roku, kiedy Sally miała operację biodra, Shejian przyjechał na
cały miesiąc (pomimo, że kilka miesięcy wcześniej poślubił
sympatyczną Chinkę) aby pomóc Toniemu w opiece nad Sally po jej
powrocie ze szpitala. Sally i Toni są już po osiemdziesiątce. Shejian
przygotowywał im posiłki i urozmaicał czas spędzany w domu.
W
naszym osiedlu mieszka para Chińczyków: Mary i Charlie.
Oni nie
znają angielskiego. Jakaż była radość jak powiedziałam Shejian
aby skontaktował się z nimi, to będzie mógł sobie porozmawiać w
Mandarin i nieco urozmaicić pobyt.
Po kilku dniach umówiliśmy się
że razem ze Shejian przygotujemy kolację.
Przy okazji Mary nauczyła
mnie jak zrobić chiński deser, który bardzo smakował mi w
Chinach.
Shejian jest sympatycznym i bardzo dobrze wychowanym młodzieńcem, a
Sally mówi, że jest nawet lepszy dla nich niż ich własne dzieci
pomimo, że mają bardzo częsty i dobry kontakt z dziećmi.
Shejian
ma teraz 29 lat i własną rodzinę. Ponad rok temu zawarł związek
małżeński z pełną uroku Mao-ma, która wychowała się w Chinach
blisko granicy tybetańskiej w prowincji Qirtar. W bieżącym roku
przyjechał z nią do Kanady. Dla niej to była bardzo długa i
nietuzinkowa podróż, ponieważ pierwszy raz w życiu wyjechała za
granicę i od razu tak daleko.
Teraz oboje mieszkają i pracują w Szanghaju gdzie wynajmują jeden
pokój w wielopokojowym apartamencie. My przyjaźnimy się z Sally i
Tonim więc automatycznie zapoznaliśmy się z tym młodym
człowiekiem już z zeszłym roku. W październiku tego roku
mieliśmy okazję poznać jego sympatyczną żonę Mao-ma.
Tej jesieni byli znacznie krócej w Nanaimo, ponieważ nie mogli
pozwolić sobie na długi urlop.
Sally i Toni urodzili się i wychowali w Anglii. Ojciec Sally zginął
w czasie wojny. Jej matka wyszła drugi raz za mąż za polaka, stad
Sally umie sporo słów po polsku. Nim na stale przyjechali do Kanady, wcześniej pracowali przez ponad
dwa lata z Zambii. Tam też urodziło się im dwóch synów.
Toni ma teraz 86 lat ale wciąż pracuje przez jeden tydzień w
miesiącu. Nie musi tego robić ale chce, widocznie daje mu to dużo
satysfakcji. Oprócz tego zajmuje się fotografią. Sally maluje
piękne obrazy. Czasami odwiedzają nas albo my chodzimy z wizytą do
nich.