Autor szablonu: ArianadlaWioski Szablonów | Flower design by BiZkettE1 / Freepik

piątek, 7 października 2022

Sandomierz

W młodości interesuje nas przede wszystkim teraźniejszość i przyszłość.
Niejednego odwraca od historii, która wydaje się najbardziej nudnym przedmiotem w szkole.
Jest tam tyle bigosu trudnego do strawienia nie tylko z ostatniego roku, ale z tysięca albo więcej lat.
Natomiast kiedy przeżyjemy już ponad pół wieku to zaczyna nas bardziej interesować przeszłość. Raptem staje się dla nas ciekawa i ważna.  Niejednokrotnie częściej niż przyszłość. Chcemy zobaczyć się z ludźmi z którym dorastaliśmy pomimo, że nie utrzymywaliśmy kontaktów, nie widzieliśmy ich przez ćwieć wieku albo dlużej.
Myślę, że nie jestem wyjątkiem w tym względzie a oprócz tego bardzo lubię wracać do miejsc w których już byłam wiele razy.
Jednym z takich jest Sandomierz i jego okolice. Zapraszam serdecznie.

Historia tego miasta i okolic to zespół urbanistyczno-architektoniczno-krajobrazowy o światowej randze. Sięgamy wstecz ponad tysiąc lat.

Wycieczkę planowaliśmy z przyjaciółmi od pół roku. Krysia i Henio zabrali nas samochodem z Warszawy, ze szczegółami zaplanowali całe trzy dni włącznie z noclegami w ładnym hotelu. Dzieki Wam za to.
Henio bardzo solidnie przygotował material historyczny tamtych okolic. Zebrał w języku angielskim i polskim informacje o wszystkich czterech miejscowościach, które zwiedziliśmy. Mój mąż nie zna polskiego więc dla niego wersja angielska.

Dzień zaczęliśmy od porannej kawy w zamkowej resturacji w Opatowie. Jest to małe  miasteczko w województwie świętorzyskim. Kolegiata Rzymsko-Katolicka pw. Św. Marcina z XII wieku prezentuje sie okazale, romańska budowla z XII wieku, zachowała wiele pierwotnych elementów, poźniej rozbudowana. Dziś ma w sobie wszystkie style architektoniczne z bogatym wystrojem, głównie barokowym. Czas zatrzymał się na chwilę. Miło popatrzeć, wspomnieć, zachować w pamięci na długie dni.

Przed wejściem brama warszawska, której trudno nie zauważyć. Jest to ostatnia z zachowanych bram miejskich w Opatowie. Kilka zdjęć, spacer wokół ryneczku i jedziemy do Baranowa Sandomierskiego.   
A tam piękny park, fontanny i zamek, prawdziwa perełka renesansu często nazywana Małym Wawelem. Znakomicie zachowana rezydencja magnacka. Zbudowany przez Rafała i Andrzeaja Leszczyńskich na przełomie XVI i XVII wieku, wg projektu włoskiego architekta, Santi Gucciego, trzykondygnacyjna budowla. Naroża zdobią cztery okrągłe baszty.

Wchodzimy przez kamienny portal na pełen czaru, arkadowy dziedziniec. Kolumny, krużganki, malownicze podcienie, piękne schody ach jak lubię te klimaty i już wyobraźnia pracuje jak przechadzały się tutaj damy w długich, powiewnych sukniach. Jeśli kogoś stać może zamówić nocleg w zamku. Jest kilka przygotowanych pokoi.
Nie obeszło się bez zrobienia zdjeć. Z żalem opuszczamy urzekający zamek i udajemy do Sandomierza.                  

Humory dopisują, cieszymy się swoją obecnością po długiej przerwie covidowej i ciepłym słonecznym dniem. Jest co przypominać  z połowy wieku.
Teraz rozlokowanie w hotelu, krótkie odświeżenie i spacerkiem na kolację, koniecznie w resturacji ulokowanej w pobliżu ryneczku i gotycko-renesansowego ratusza z XIV wieku. Nie lubię jak restauracje podają teraz w Polsce gigantyczne porcje i oczywiście odpowiednio wygórowana cena do takiego dania. Z powodzeniem przeciętny człowiek nasyci się połówką. Jestem pewna, ten wzór dotarł do Polski z Ameryki.
W drodze powrotnej cała gama wspomnień, niezapomniany zachód słońca, małe zakupy i udajemy się na zasłużony wypoczynek do holetu grodzkiego.

Drugi dzień wycieczki to zabytki Sandomierza a jest ich naprawdę wiele.
Cudownie, ruch kołowy wstrzymany na starówce, jest spokojnie i cicho.
Brama Opatowska to ostatnia z czterech, które niegdyś strzegły wjazdu do miasta. Wzniesiona w XIV wieku.

Najpierw wdrapywanie się na wieżę, podziwianie wspaniałej panoramy miasta i okolic.


W pobliżu kościół św. Michała, idziemy. W podziemniach szklana trumna w której złożono 300 lat temu zwłoki Teresy izabeli Morsztynównej, osiemnastoletniej dziewczyny, córki wojewody Sandomierskiego, której piękność, wykształcenie i pobożność były ponad miarę. Niestety jakaś nieuleczalna choroba tamtego okresu skróciła jej żywot. Tymbardziej, że w dwa tygodnie po tej tragedii zmarł jej starszy 22-letni brat.
Niektóre przewodniki określaja ją jako "Perła Ziemi Sandomierskiej". Wiele lat po jej śmierci gdy otwierano kilka razy trumnę jej ciało było nienaruszone.
Czas na ratusz, centralny punkt rynku to pierwsza atrakcja, która nasuwa się na hasło ”Sandomierz”.

Wchodzimy do wewnątrz, a tam wystawy w dwóch salach. Po prawej interesujące prace rzeźbiarskie w drewnie Jana Puka.
Po drugiej stronie ciekawa biżutera wykonana z kamienia pasiastego. Kamień ten to krzemionka we wzory. Optymizm, jakby promienie słońca utrwaliły się.
Kupiłam na pamiątkę naszyjnik i pierścionek.


Do miasta można było dostać się także przez furtki, jedna z nich zachowała sie do tej pory zwana "ucho igielne" - furtka Dominikańska.


Trasa Podziemna liczy około pół kilometra. Zarówno Baranów Sandomierski jak i Sandomierz to były miasta kupieckie, którym brakowało przestrzeni magazynowej i chłodnej temperatury do przechowywania towarów spożywczych. Tutejsze domy stoją na glebie lessowej więc łatwo było kopać pomieszczenia pod domami.
Zachowała sie także synagoga oraz najpiękniejsza kamienica Oleśnickich.
Nasi panowie poszli do Zbrojowni Chorągwi Rycerstwa Ziemi a my z Krysią spędziłyśmy czas na pogaduchach aż wstyd się przyznać.

Nieco zmęczeni zafundowalismy sobie przejażdżke meleksem aby więcej zobaczyć i tak  trasą od Zamku Królewskiego do wąwozu Królowej Jadwigi (najpopularniejsze miejsce spacerowe)a potem bulwarami Wisły.


Na wzgórzu pyszniła się Bazylika Katedralna i dom Długosza, wybitnego historyka i kronikarza czasów jagiellońskich. Zaś kościół św. Jakuba położony na łagodnym wzgórzu i otoczony winnicą to jeden z najbardziej pocztówkowych kadrów w Sandomierzu.

Nie zdążyliśmy wejść na wzgórze Salve Regina. Podanie głosi, że to miejsce wiecznego spoczynku mitycznego założyciela grodu-Sędomira-lub pochowku ofiar najazdu tatarskiego w 1260 roku.
Dzień kończymy lampką wina i pizzą.

Po pysznym, urozmaiconym śniadaniu i dobrej kawie kierunek na Ujazd.
A tam najwspanialsze, nie mające sobie równych ruiny zamku magnackiego zachowane w znakomitej formie. Krzyżtopór wywarł na mnie ogrome wrażenie.

Ta przebogata siedziba prezentowała sie w całej okazałości zaledwie kilkanaście lat. Zbudowana według projektu Wawrzyńca Senesa w latach 1632-1644.
Zamek został doszczętnie zruinowany podczas potopu szwedzkiego
Tajemnice zamku głoszą iż fundatorem rezydencji był Krzysztof Ossoliński, znany z zamiłowania do astrologii i magii. Paramerty budowli odpowiadały liczbom związanym z kalendarzem: 4 baszty (kwartały), 12 sal (miesiące), 52 komnaty (tygodnie), 7 wejść (dni tygodnia) i 365 okien (dni w roku) aby zachować kalendarzową rownowagę w latach przestępnych jedno okno zamurowywano.
Na murach były tajemnicze znaki i symbole. Do dziś ocalał Heroglif ze stylizowaną litera ”W” ma być symbolem wiecznego trwania zamku.

Dziedziniec zamku wykorzystywany jest na różne imprezy i koncerty. Szkoda, że nie mogę w nich uczestniczyć.
Długo nasze oczy przesuwały sie z jednego skrzydła zamku na drugi, spacerowaliśmy podziemniami zamku, na pierwszej kondygnacji, potem drugiej wygladając przez okna  baszty na rozległe zielone równiny... Cała ta historia przenikała do mojego serca.
Białe lekkie obłoki przesuwały się po kopule nieba zdziwone naszym zauroczniem. Wczułam się w ogarniającą mnie atmosferę i pozwoliłam sobie na marzenia 17-wieczne.
Z żalem opuściliśmy to fascynujące miejsce, zatrzymując się chwilę przy straganach aby nabyć małe pamiątki.
Jesień jeszcze wciąż piękna, polecam taką wspaniałą wycieczkę.

Pozdrawiam serdecznie.

Pędziwiatr czyli Zofia