Tak jak już pisałam w pierwszym artykule pierwsze 3 tygodnie spędziliśmy w sklepach szukając potrzebnych mebli, pościeli, garnków, talerzy itp. Wierzcie mi wcale to nie było łatwe i przypomniały mi się czasy PRL: "Nie ma albo nie wiadomo kiedy będzie".
A ja rozpieszczona kanadyjskim sposobem myślenia musiałam na nowo sobie przypomnieć aby za bardzo nie ufać. Wszystko trzeba sprawdzać w sklepie bo w domu okazuje się pomimo, że nowe to już popsute.
Moje pokolenie to pamięta doskonale, prawda?
Nie na darmo w Polsce często używano zwrotu (nie wiem czy w dalszym ciagu?) "istny Meksyk" na bałagan czy jakieś inne zawirowanie. Coś w tym jest.
Nie piszę tego aby narzekać czy biadolić, po prostu podaję do wiadomości byście wiedzieli jak tu jest i że od niepamiętnych czasów nic się tu nie zmienia jak mówi moja przyjaciółka Halinka, która kiedyś tu mieszkała.
Owszem w eleganckich hotelach, gdzie przebywają turyści zapłaciwszy za pobyt (all inclusive) jest paradise czyli wszystko pięknie.
My też tak odpoczywaliśmy 13 lat temu blisko Cancun ale tylko przez tydzień.
Zaś moje wrażenia tegoroczne z Meksyku to są o takim normalnym życiu wśród tubylczej ludności, czyli to co mnie zadziwia.
ŚMIECI!!!!
Pod tym względem Meksyk jest 100 lat w tyle a może nawet dlużej.
Moim zdaniem to nie tylko tutejsza wina rządu aczkolwiek Meksykanie też nie są bez grzechu bo potłuczone wykładziny, zastygły cement czy inne odpadki z budowy o zgrozo wyrzucają do jungli, pomimo, że jest tablica ostrzegająca przed grzywną w wysokości 2 tysiecy $ czyli około 10 tysięcy pesos.
Zaś tych lekkich, teraźnieszych śmieci i plastiku jest najwięcej wokół parkowanych samochodów blisko plaż. I co meksykanie tak odpoczywają czy turyści zostawiają ślad po sobie?
Zmęczeni plażowaniem nie mają już energii aby zabrać pustą butelkę lub puszkę albo zużytą pieluchę.
Człowieku opamietaj się, jesteś tylko gościem nie tylko w Meksyku ale na tej Ziemi.
Ona Cię karmi, zastanów się choć przez moment.
Niemniej te wszelkie niedogodności kompensują mili Meksykanie, śpiew ptaków rożnokolorowych, małpki, piaszczysta plaża, ciepła woda w morzu, tanie kolacje w małych resturacjach, tanie usługi w pralni (z tego powodu nie kupiliśmy pralki) nie wspomnę o suszarce bo na balkonie pranie suszyłoby sie 3 dni z powodu dużej wilgotności powietrza), tanie taxi i nie zmodifikowane jedzenie i oczywiście ciepło i jeszcze raz ciepło.
I jest tu jeszcze coś czego jeszcze nie odkryłam ale doświadczyłam na własnej skórze, że człowiek czuje sie zrelaksowany i zapomina o wszystkich troskach.
Meksykanie poruszają się wolno i nie widać u nich żadnego znieciepliwienia.
Teraz już korzystamy z plaży kiedy nam przyjdzie na to ochota. Niepotrzebna SPA, mamy ją tu w naturze, błękine niebo, słona woda, żółty, czysty, piasek, palmy i orzeźwiający wiatr znad morza, rozkrzyczane mewy. W okresie świątecznym widziałam dużo rodziców z dziećmi, także sporo Polaków, przyjeżdżają nawet z niemowlętami.
Jak wygląda mój /nasz codzienny dzień?
Wstaję przeważnie przed 8 rano.
Idę 5 minut po swieży sok zwykle kupuję na 3 dni.
Meksykanka sprzedaje na ulicy różne rodzaje, kupuje zielony warzywny (szpinak, ginger, kaktus, pomarańcza) dla siebie a dla męża pomarańczowy. Za dwa litry płacę 75 pesos to jest $3.5
Mój mąż jeszcze śpi.
Idę na spacer (pierwsza przyjemność) bo jest na razie znośna temperatura.
Po powrocie przygotowuje małą kawkę i to jest moja druga przyjemność.
Gimnastykuję się 15 minut.
Wstaje mąż. Przygotowuję śniadanie.
Następnie każde z nas robi to na co ma ochotę, maluję, uczę się hiszpańskiego, piszę, czytam, robię mała przepierkę, odpowiadam na maile. Nie wychodzimy na dwór bo robi sie gorąco, plus 30 stopni Celsjusza.
Jeżeli produkty spożywcze kończą się to wówczas nasz dzień jest bardziej pracowity. Artykuły pierwszej potrzeby mamy w zasięgu kilku kroków ale po większe zakupy należy udać sie dalej i wtedy idziemy piechotą pół godziny do dużego meksykańskiego sklepu. Nie mamy tu samochodu. Wracamy z zakupami taksówką (wspominałam że są tanie). Przeciętnie płacimy kierowcy 70 lub 80 pesos czyli $4.
Po lunchu czyli około 3pm idziemy na plażę ale nie codziennie bo trzeba iść ponad 20 minut, a nie zawsze się nam chce w tym upale. Natomiast powrót do domu jest milszy bo schłodzeni wodą morską i końcem dnia czujemy sie orzeźwieni na nowo.
Przy plaży jest bezpłatna przebieralnia natomiast WC czynne tylko od 9 am do 5pm kosztuje 5 pesos czyli około jednej polskiej złotówki (jeśli dobrze policzyłam, ha, ha).
Jak ktoś zaraz po wyjściu z morza chce spłukać słoną wodę to prysznic kosztuje następne 5 pesos.
Wiadomo Meksyk gorący jest, na plaży 85% dziewcząt i kobiet ma odsłonięte dolne policzki. Coś tam niby majta się między pośladkami, rzekomo strój kąpielowy, cóż taka moda nastała.
Miałkość
Brnę w miałkość
Plaża mi sie marzy
Poczuć ciepło słońca co piasek rozgrzewa
Stopy zanurzyć, iść, wtedy czasem śpiewa
Brak mi szumu fali, przypływu
Iść w zachód słońca ku ścieżce złotej
Brzegiem, a fala leciutko goni mnie
Podmywa
Znika miałkość
Czuję sie szczęśliwa.
Pozdrawiam bardzo serdecznie.