Autor szablonu: ArianadlaWioski Szablonów | Flower design by BiZkettE1 / Freepik

niedziela, 29 lipca 2018

Wyścigi wanien




W ostatni weekend w Nanaimo odbyły się specjalne zawody w zatoce Georgia Strait "World 
Championship Bathtub Race" na łodziach zbudowanych na zasadzie wanien.
Nanaimo nazywane jest często "Światową Stolicą Wyścigów Wanien". 

Tradycja ta  podtrzymywana jest od 1967 roku kiedy to pierwsi zawodnicy płynęli w poprzek zatoki aż do Vancouver około 50 km. Po kilku latach zmieniono program i teraz zawody odbywają się wokół pobliskich wysp. W tym roku brało udział 100 uczestników mężczyzn i kobiet. Ogólnie przy zorganizowaniu całego wydarzenia ochotnicy przepracowali 4 tysiące godzin. Na kilka dni przed imprezą było wiele ogłoszeń w lokalnej prasie plus extra dodatek z dokładnym planem całej imprezy.

Każdy zawodnik po zakończeniu dystansu musiał szybko wyjść z wanny - łodzi (w której wierzcie mi, nie było zbyt wygodnie siedzieć prawie 1,5 godziny) i dobiec do stanowiska - linii aby uderzyć w dzwon. Tym sposobem sygnalizował zakończenie swojego wyścigu a na specjalnej tablicy notowano czas każdego zawodnika.

Impreza zaczęła się już w piątek pięknym koncertem w parku, który jest zlokalizowany w samym sercu miasta nad woda w Harbour Front.
Przez cala sobotę były różne występy i inne atrakcje dla każdego wieku a wieczorem sztuczne ognie. Nie zabrakło jedzenia ani mydlanych baniek  jak również małych łódek na przejażdżki po płytkiej wodzie dla dzieci.

Świętowano tez 100-letnią rocznicę urodzin Franka J. Ney wieloletniego burmistrza Nanaimo.
Można było kupić koszulkę z emblematem z tej uroczystości. Mieszkańcy miasta i okolic jak również przyjezdni turyści bawili się świetnie przez cały weekend, włącznie z nami. Pogoda tez dopisała. 


Spotkałam  młodego człowieka w polskiej podkoszulce, który pracował dla jakieś firmy w Nanaimo. Porozmawialiśmy sobie krótką chwilkę  po polsku. Był to bardzo udany weekend i pozostanie na długo w moim sercu i pamięci.














sobota, 21 lipca 2018


Drodzy czytelnicy.

Moje pokolenie wychowało się na książkach, ponieważ nie było tych wszelkich szybkich udogodnień jakie są teraz. My kochamy książki a ponieważ z komputerami spotkaliśmy się pierwszy raz w późnym wieku, to czasami ta znajomość na początku bywa trudna. Tym bardziej jestem mile zaskoczona jak dużo osób w moim wieku używa komputera. Duże brawa dla wszystkich komputerowców. Ja też przekonałam dwie moje znajome do komputera, nawet pomogłam im w początkowej fazie. I teraz są szczęśliwe, że mogą korzystać z komputera. 

Co prawda czasem są różne humorystyczne rysunki kiedy wnuczek/ wnuczka tłumaczy babci. „Nie tak babciu/dziadku, idź tu w prawo i tam kliknij na taki a taki klawisz."
Ja też często uczę się od młodych. Bo każde następne pokolenie ma inne, większe możliwości. Ważne jest aby zachować balans i nie spędzać wolnego czasu tylko przy biurku.
Dla przykładu opowiem Wam ciekawostkę. Pomimo, że moja wnuczka bardzo lubi książki i dużo czyta to była zbulwersowana nagrodą książkową, którą kiedyś dostała w szkole.  Była to książka związana z geografią. Mówi do mnie "po co mi ta książka, jeśli o wiele szybciej i bardziej aktualne informacje znajdę na komputerze jeśli będą mi potrzebne."

Dla mnie też olbrzymim dobrodziejstwem jest Skype – i pewnie nie tylko dla mnie. Nie tylko rozmawiasz z daną osoba ale widzisz ją. Na dodatek kompletnie za darmo. A ja nadal pamiętam czasy, kiedy 20 lat temu każdy telefon do Polski to była znaczna kwota. Myślę, że to jest ważne i bardzo potrzebne. ​Czasami tak się składa, że rodziny rozrzucone są po całym świecie a dzięki tej nowoczesnej technologii mogą zobaczyć się​. Tak wiec brawo dla technologii i Skype.


(żart pochodzi ze strony https://www.xdpedia.com/4032/wnuk_mowi_do_dziadka_kiedys_to_mieliscie.html)

czwartek, 19 lipca 2018


"Silly Boat Regatta"


W miasteczku, w którym mieszkam na wyspie Vancouver, Nanaimo, od 1984 roku odbywają się specjalne zawody "Silly Boat Regatta". Nawet nie wiem jak to przetłumaczyć na język polski bo niby "silly" to łagodniejsza forma od niezbyt mądry ale ta cala akcja jest bardzo mądra i potrzebna. Ostatnie zawody odbyły się u nas 15 lipca.
Na długo przed tym konkursem zgłasza się wielu ochotników, którzy budują na ten szczególny dzień własną łódź z różnych materiałów przeznaczonych do recyklingu. Wiele lokalnych firm pomaga sponsorować te wyścigi. 

W całej akcji bierze udział około 150 wolontariuszy.
Każda łódź poruszana jest za pomocą ręcznych wioseł trzymanych w rękach entuzjastycznego zespołu.  Wszyscy wyruszają z innej wyspy i maja za zadanie dopłynąć do Nanaimo. Oczywiście straż wodna czuwa nad bezpieczeństwem uczestników.
Na to niezwykle widowisko przychodzą cale rodziny, przyjaciele, koledzy, znajomi jak również ludność z okolicznych miejscowości. Przy okazji jest wiele innych atrakcji i pełno straganów z jedzeniem. Kosze na śmieci w pobliskim parku są zaklejone natomiast na to konto w kilku miejscach rozstawione są oznaczone pojemniki z segregacją śmieci i czuwający przy nich ludzie pomagają społeczeństwu wyrzucać śmieci, butelki i puszki do odpowiednich pojemników.
Dobra muzyka uprzyjemnia czas spędzony na świeżym powietrzu a okoliczna ludność świetnie się bawi.
Zebrane pieniądze przeznaczane są na Centrum Rozwoju Dziecka. W ubiegłym roku zebrano sumę 112 tysięcy dolarów. W ten sposób zmniejsza się czas oczekiwania dla dzieci, którym potrzebny jest zabieg czy przeszczep.
Jeśli chcielibyście obejrzeć więcej tych zabawnych łódek możecie zajrzeć tutaj: http://sillyboat.com

środa, 11 lipca 2018

Wycieczka do Calgary

Właśnie mija równe 3 lata jak byliśmy na pięknej wycieczce w Calgary.
Lot samolotem z Nanaimo do Calgary trwa 2 godziny ale my wybraliśmy dłuższą drogę.


Od 28 lat specjalny pociąg "Rocky Mountaineer" kursuje przez najpiękniejsze okolice Kolumbii Brytyjskiej. Jedzie bardzo powoli, zwalniając jeszcze bardziej przy najwspanialszych widokach. Pociąg składa się co najmniej z 20 wagonów. Organizacja jest super. Wieczorem po dojechaniu do przewidywanej stacji zobaczyliśmy już podstawione autokary. Jeden autokar na jeden wagon. Już w trakcie drogi do hotelu dostaliśmy klucze do pokojów tak więc zero czekania w recepcji na przydział pokoju. Każdego dnia w czasie podroży otrzymywaliśmy dwa bardzo smaczne posiłki. Podróż trwała dwa dni i była naprawdę niezapomniana.



Pociąg nie dojeżdża do samego Calgary. Ostatni przystanek to Banff - piękna miejscowość uzdrowiskowa podobnie jak Zakopane tyle, że nie ma straganów na ulicy.
Zostaliśmy tam dodatkowe 3 dni.
Tak się złożyło, że w tym czasie Wojtek, mojej koleżanki Eli syn był na rocznym oddelegowaniu do pracy. Spotkaliśmy się z nim na pysznym obiedzie.

Mieliśmy czas posiedzieć i zamoczyć nogi w zimnej wodzie jeziora o nazwie "Lake Louise", które powstało 30 tysięcy lat temu z roztopionego lodowca.

Potem autobusem pojechaliśmy do Calgary na występy chyba największego rodeo, które jest organizowane co roku od 1886. Na te występy przyjeżdżają ludzie z całego świata. Zwykle jest około miliona turystów.

Na olbrzymim stadionie przez 10 dni odbywają się różne pokazy z udziałem koni. Występują mężczyźni, kobiety a nawet dzieci. Jest piękna parada. Zwykle ludzie na ten czas ubierają się w kowbojskie stroje.  Oprócz tego gra wiele zespołów, jest dużo festiwali. Jednym słowem całe miasto bawi się przez 10 dni. W tym czasie są serwowane bezpłatne śniadania na ulicach. Sponsorami są różne firmy kanadyjskie. Jest dużo gwaru i radości.



niedziela, 8 lipca 2018

Najmniejsza sarenka

W całym Nanaimo, w ogóle na wyspie Vancouver i w British Columbia przyroda jest bardzo bogata, zwłaszcza w sarny. Urzędują wszędzie ale co się dziwić skoro był tu las a ludzie wdarli się, zabierając lasy zwierzętom. Ludzie sadzą różne rośliny a one przychodzą i je zjadają.

Jeszcze jak mieszkaliśmy w poprzednim domu sadziłam kwiaty i różne warzywa w ogrodzonym ogrodzie a oprócz tego w niewielkiej szklarni:
sałatę, rzodkiewki, szczypiorek, marchewkę i pomidory własnoręcznie wyhodowane z maleńkich ziarenek.
Wszystko sobie pięknie rosło aż tu pewnego dnia podczas naszej nieobecności dwie sarenki przeskoczyły plot i obgryzły prawie wszystkie kwiatki. W pierwszej chwili załamałam się ale potem okazał się, że sarenki nie zjadły wszystkiego tylko same czubki a kwiatki maja to do siebie, że zaczynają rozrastać się w poprzek i za 2-3 tygodnie znowu nowe cuda zakwitły w ogrodzie. Mój mąż jeszcze raz posprawdzał i podwyższył płot bo to są bardzo zwinne zwierzęta i potrafią przeskoczyć nawet bardzo wysokie ogrodzenie. Ale pomimo poprawienia płotu w najbliższych dniach okazało się, że sarny dalej używają sobie w naszym ogrodzie, zjadając sałatę czy pomidory. W końcu mój mąż spędził w ogrodzie całą noc, wypatrując którędy sarny dostają się do środka. ​Okazało się że wchodzą przez niewielka ​przestrzeń miedzy domem a furtką.

Niektóre pani ogrodniczki spryskują rośliny jakimś płynem kupionym w ogrodniczym sklepie. Trzeba to robić systematycznie i zdecydowanie po każdym deszczu. Moment nieuwagi lub zaniedbania i kwiatów już nie ma. Teraz w nowym domu posadziłam tylko takie kwiaty, których sarny nie lubią więc mam mniej pracy.

A na pierwszym zdjęciu widzicie chyba najmniejszą sarenkę jaką widziałam w swoim życiu.
Zobaczyliśmy je w ostatni czwartek na naszym osiedlu. Musiała się urodzić z tydzień temu

czwartek, 5 lipca 2018

Goście odkrywają wyspę

Przez kilka dni gościliśmy młodą dziewczynę z Polski, Monikę. Miło było i powiało młodością. Nawet razem byliśmy w Tofino nad otwartym oceanem. To małe miasteczko na zachodniej części wyspy Vancouver bardzo jej się podobało, zresztą ja też uwielbiam to miejsce.

Monice marzyło się zostać dłużej, niestety musieliśmy wrócić tego samego dnia. Tak czy inaczej zamoczyła stopy w oceanie.
Monika już w pracy w Warszawie a u nas zostawiła piękne podziękowanie wykonane przez nią i zapach jej kosmetyków w łazience. Jeśli chcecie pooglądać więcej rysunków Moniki możecie je obejrzeć tutaj:
http://monakis.vot.pl/ Ona również komponuje! https://soundcloud.com/vesilenie

Monice bardzo smakował mój kiszony czerwony barszczyk ale już zjedzony więc na razie nie mogę podzielić się zdjęciem. Z kanadyjskich rzeczy smakował jej ser Imperial.

W ogóle dzięki Monice zaczęłam chodzić nad ocean na plażę a właściwie nad zatokę Straight of Georgia. Do tej pory się tam nie wybrałam bo ​słyszałam od sąsiadów, że to daleko, że dużo schodków. Zaś Monika zaraz na drugi dzień rano po przyjeździe poszła sama nad ocean. Za dwa dni wybrałyśmy się razem. W jednym miejscu rzeczywiście jest stromo i to ponad 300 schodków w jedną stronę ale już pół kilometra dalej jest łagodne zejście bo tylko 116 schodków w jedną stronę.
Tak wiec teraz chodzę tam co drugi dzień. Nad wodą zdejmuję buty i spaceruję po płytkiej wodzie a fala dopływająca do brzegu obmywa moje stopy i daje mi nowa radość i energię do życia.

wtorek, 3 lipca 2018

Posprzątany garaż czyli związek pomiędzy mopem a tangiem

W piątek 22 czerwca cały dzień solidnie pracowałam sprzątając garaż na sobotę bo w naszym osiedlu następnego dnia planowaliśmy wspólny "garage sale" czyli wyprzedaż garażową. To znaczy kto chciał zapisał się na listę i dołączał do wspólnej sprzedaży.

Co prawda sprzątanie garażu to raczej męskie zajecie ale mój mąż nie za bardzo garnie się do prac w domu czy wokół niego, ale za to chętnie pracuje społecznie dla całego naszego osiedla i to po wiele godzin dziennie.

Po wyniesieniu niepotrzebnych rzeczy na śmietnik, przetarłam mopem podłogę ze dwa razy żeby było czysto i przyjemnie na naszej wyprzedaży.
​Larry wyprowadził samochód i rozstawiliśmy stoły a potem zajęłam się przygotowaniem rzeczy do sprzedaży. ​G​łówn​i​e były to moje niepotrzebne ciuchy, buty i trochę kuchennych rzeczy. Wcześniej zamieściliśmy ogłoszenie w lokalnej prasie o tym wydarzeniu. Wszystko było świetnie zorganizowane. Mężczyźni z naszego osiedla pełnili straż przy dwóch wejściach, obok były ustawione znaki stopu.

Każdy kto chciał wejść na zakupy, dostawał mapę naszego osiedla z zaznaczonymi adres​ami punktów sprzedaży. Przez 4 godziny (​od 9:00 do 13:00) przewinęło się co najmniej 300 osób. Pogoda tez dopisała, każdy coś tam sprzedał, coś tam tanio kupił, dzień był owocny i bardzo sąsiedzki.
Przy​szła​ tez koleżanka Bilma z mężem po jakieś drobne zakupy. Jak zobaczyła nasz​ pusty i posprzątany garaż to mówi "hej to zróbmy w poniedziałek tańce u Was, bo tu jest tak miło i czysto a u nas pełno gratów i gorąco od słońca”.

I tym sposobem w poniedziałek odbyła się mała balanga z nauką argentyńskiego tańca. Wszyscy byli bardzo zadowoleni i znowu spotykamy się za tydzień u nas.

poniedziałek, 2 lipca 2018

Canada Day - impreza w klubie

Po wczorajszym świętowaniu obudziłam się bardzo wcześnie co rzadko mi się zdarza w codziennym normalnym dniu.

Impreza udała się na 102​!
Na naszym osiedlu mieszkają seniorzy a w tym wieku najbardziej uwypuklają się dwie cechy: punktualność i niecierpliwość. Powiedziałabym ze są zbyt punktualni bo przychodzą pół godziny wcześniej niż to potrzebne ale co maja robić w domu jeśli 30 % z nich mieszka samotnie? A w klubie chociaż sobie pogadają.

Mieliśmy też dodatkowego gościa, ze swoją
synowa przyszła 93-letnia Pani, bez wcześniejszego zgłoszenia i wykupienia biletu na imprezę. Teraz mieszka w domu seniora i tylko czasami nas odwiedza przy spotkaniach w klubie. I co mieliśmy je wyrzucić? Jakoś ścisnęliśmy się, jedzenia starczyło a nawet zostało - szczególnie sałatki z ziemniaków (bardzo popularna w Kanadzie - ugotowane ziemniaki pokrojone w gruba kostkę i sztuczny majonez, całość kupiona w sklepie a nie zrobiona w domu – mówię Wam, paskudztwo). Właśnie mnie przypadło serwowanie tej potrawy oraz białych, wyrośniętych bułeczek (zapewne ze wspaniałymi, magicznymi ulepszaczami w środku aby pięknie wyglądały).

W każdym razie humor i apetyt dopisywał wszystkim. Co prawda mój mąż jak zwykle zjadł pół obiadu bo był zajęty czuwaniem nad impreza i podzieleniem tortu na 48 części. Jednak deseru nie zapomniał zjeść bo podobno jak już się skończy 75 lat to można jeść wszystko a szczególnie deser przed głównym posiłkiem.

Pewien bogaty staruszek mówił ze nawet bananów nie kupuje zielonych bo wiadomo…

Tuz przed deserem zrobiliśmy sobie na dworze grupowe zdjęcie. Gwaru i hałasu było co niemiara.
Były tez nagrody dla panów, którzy pracowali przy grillu bo upiec 50 hamburgerów i ze 20 kiełbasek to jednak dużo pracy dla ludzi po 80-tce. Na koniec imprezy Larry podziękował organizatorom i uczestnikom za miły wieczór.

niedziela, 1 lipca 2018

Powitanie

Witam moją rodzinę, wszystkich moich przyjaciół, koleżanki i kolegów, znajomych i nieznajomych, którzy mają ochotę przeczytać mój blog i obejrzeć zdjęcia.
Do założenia tego bloga namówiła mnie moja córka Dorota, a mój syn Artur poparł tę inicjatywę. Obydwoje uważają, że w moim emeryckim życiu dzieje się tyle dobrego, że powinnam podzielić się tym z innymi, co niniejszym czynię.

Od 10 lat jestem na jak najbardziej zasłużonej emeryturze i cieszę się życiem ponieważ nic już nie muszę, tylko czasami chcę i tak najbardziej lubię:
1. porządnie się wyspać
2. gimnastykować się z rana
3. iść na długi spacer (baaardzo!)
4. przeczytać dobra książkę
5. potańczyć przynajmniej raz w tygodniu
6. spotkać z koleżankami lub porozmawiać przez Skype
7. czasem obejrzeć dobry film
8. podróżować bo świat jest piękny i ciekawy
9. spędzać jakiś czas w kuchni nie dlatego, ze uwielbiam ale z rozsądku bo sama przygotuję najlepszy i najzdrowszy posiłek dla męża i siebie.
A teraz pędzę do Klubu na Canada Day!