Miesięczny wyjazd do Atlantyckich prowincji w 2001 roku.
W połowie sierpnia wyruszamy motor-home na wschód Kanady.
Będziemy mieszkać na campingach, zwiedzać miasta i podziwiać fantastyczne krajobrazy bo wschodnie prowincje to przede wszystkim wspaniałe widoki z malowniczą linią brzegową. Wiele dróg wiedzie tuż przy oceanie i widoki są rzeczywiście nieziemskie. Pełno małych wiosek i kolorowych miasteczek, które wyglądają tak jakby czas zatrzymał się dobre kilkadziesiąt lat temu.
Na pierwszy ogień idzie Qubec, francuska prowincja, której stolicą jest półmilionowe miasteczko o tej samej nazwie Qubec. Liczy około poł miliona mieszkańców i jest drugim co do wielkości miastem po Monteralu. Znakomite położenie przy rzece (ang. St. Lawrence river) czyli rzece Świętego Wawrzyńca i jej dopływami.
Najbardziej rozpoznawalne miejsce miasta to luksusowy hotel w zamku Chatean Frontenac z restauracją. Zamek ulokowny jest na wzniesieniu z którego rozciąga się przepiękna panorama. Jest to najlepsze miejsce do robienia zdjeć a hotel jest chyba najczęściej fotografowanym obiektem. Jedna noc w tym hotelu - zamku to cena ponad $500.

Niepowtarzalna starówka z dobrze utrzymanymi kamieniczkami z cegieł, wąskie uliczki, artyści sprzedający swoje obrazy. Lubię takie klimaty. Naprawdę magiczny świat, przypominający europejskie miasteczka.
Po dwóch dniach w Montrealu jesteśmy w dalszym ciągu we francuskiej prowincji Qubec. Idziemy zwiedzić kościół Bazylikę Notre -Dame. Jest to najpiękniejszy i najstarszy kościół kraju klonowego liścia i pierwszy w Kanadzie podniesiony do rangi bazyliki mniejszej przez Piusa IX w 1874 roku. Bardzo bogaty wystrój, naprawdę godny obejrzenia aż dech zapiera. Panuje tam niesamowita atmosfera modlitwy, skupienia.

Resztę Montrealu planujemy zwiedzić w powrotnej drodze. To już prawie koniec lata a wiadomo, że Atlantyk nie jest taki łaskawy jak Pacyfic. We wschodnich prowincjach Kanady wcześnie zaczyna się zima.
Następna prowincja którą zwiedzamy to Nowy Brunszwik ( ang. New Brunswick ) ze stolicą w Saint John i rzeką o tej samej nazwie która wpada do oceanu Atlantyckiego konkretnie do zatoki Fundy (ang. Bay of Fundy). Początek tej rzeki zaczyna się w USA w stanie o nazwie Maine.
Pojechaliśmy tam specjalnie z dwóch powodów:
1) aby zobaczyć zawracającą rzekę (ang. reverse water) w St. John czyli jak woda w rzece płynie w górę rzeki, oczywiście nie zawsze tylko przez określony czas każdego dnia kiedy przypływ pcha wody w górę rzeki. To niesamowite zjawisko gdy woda w rzece Saint John raz płynie w jedną stronę a po 6 godzinach płynie w odwrotną czyli pod prąd.
W tym czasie miesza się 200 tysięcy milionów ton wody.
Właśnie tutaj w Bay of Fundy jest najwyższy odpływ i przypływ oceanu każdego dnia! Oczywiście częściowo uzależniony od pory roku i Ksieżyca. I tak raz w miesiącu kiedy Ksieżyc jest najbliżej Ziemi wtedy jest najwyższy odpływ i przypływ dochodzący do 13 metrów wysokości ponieważ ujscie do zatoki jest dość wąskie i kiedy jest przypływ wlewa się tam tyle wody, że poziom jest wyższy niż w oceanie.
"hight tide" czyli przypływ wody "low tide" czyli odpływ wody.
Jest to nieziemski cud natury kiedy przed oczami około godziny 16-tej widzi się jak woda w rzece płynie w jedną stronę a za chwilę w drugą! I to dość daleko, daleko kilka kilometrów. Oczywiście jak już obniży się napór wody z oceanu to z powrotem woda wraca i płynie swoim normalnym nurtem aż do następnej wysokiej fali czyli do jutrzejszego dnia.
2)W czasie odpływu oceanu osłaniaja się w zatoce dość duży obszar ziemi i wtedy widać mokre skały, normalnie ukryte w wodzie. Turyści schodzą na dno oceanu, spacerują, podziwiają, robią zdjecia, wymieniają komentarze. Czyż to nie interesujący cud natury! Chodzić po dnie, czuć najprawdziwszy zapach oceanu! Dotykać skał, które jeszcze kilka minut temu były całkowicie zanurzone w słonej wodzie.
Jesienią przylatuje tu 2 miliony ptaków tak zwanych ‘Sandpiper”, które urządzają sobie małą przerwę w podróży aby porządnie odżywić się przed długą drogą na południe dokąd odlatują na zimę. Dwa razy w ciągu dnia ocean cofa się daleko w głąb i wtedy jest” low tight", czyli odpływ. Widać przeogromne obszary odsłoniętego dna oceanu bez wody gdzie jest mnóstwo smacznego morskiego pożywienia. Jeden ptak potrafi zjeść w ciągu dnia ponad 100 krewetek. Cała wolna przestrzeń zajęta jest przez Sandpipery. Czasem są tak objedzone, iż nie mają siły pofrunać dalej. Muszą poczekać z dzień lub dwa aż strawią połknięty pokarm.
My też niezle poszaleliśmy sobie z kolacjami bo kraby z oceanu były wyjątkowo smaczne i co najważniejsze swieżutkie.
Łodzie rybackie i wszelkie inne łódki przymocowane są na wysokich palach i wraz ze zmianą poziomu wody "kursuja " do góry lub na dół.
Niedaleko St. John przejechaliśmy po najdłuższym krytym moście. Tak, tak zimy na wschodzie Kanady są długie i ciężkie a więc taki zadaszony most to wygodna droga w okresie zimy bez oblodzenia i cieżkich opadów śniegu.
Peggy Cove to naprawde przeurocza rybacka wioska znana w całej Kanadzie a nawet poza z gładkimi, wielgachnymi jak poduchy kamieniami i małą czerwoną latarnią morską.
Ach jak miło przeskakiwało się z jednego olbrzyma na drugi. Kamienie takie gładkie, wypucowane, wyszlifowane słoną wodą, wysoką, często bardzo gniewną falą i szmatem czasu.
Widoki są tak malownicze iż artyści upodobali sobie to miejsce do malowanie obrazów.

Będąc w pobliżu miejsca w którym wydarzyła się tragedia 2 września 1998 roku pojechaliśmy złożyć hołd ofiarom i zobaczyć monument upamiętniający fatalny wypadek. Otóż tego feralnego dnia samolot szwajcarsch linii lotniczych 111 leciał z Nowego Yorku do Genewy. W pobliżu Halifax spadł do Oceanu Atlantyckiego z powodu pożaru, który bardzo szybko rozprzestrzenił się w samolocie i wymknął spod konroli załogi. Zginęlo 229 osób plus załoga. Do miedzynarodowego lotniska w Halifax zostało im tylko 8 kilometrów. Wierzcie mi, że miejsce gdzie stoi monument jest naprawdę urzekające jakby kpiło sobie z wydarzonej tam tragedii.

Muzeum w Halifax jest imponująch rozmiarów, pełno różnych modeli canoe.
Nastepnego dnia dzień był pochmurny, nawet siąpiło nieco ale szczęście dopisywało nam i weszliśmy jeszcze na yacht-żaglowiec Blunose numer 2
Pierwszy został zbudowany w 1921 roku w Nowej Szkocji (prowincja Kanady) i jest jej symbolem. Był przeznaczony do łowienia ryb. Okazało się jednak, że przy rozwiętych żaglach jest bardzo szybki a wiec używano go do międzynarodowych wyścigów pod dowództwem Angus Walters i tak wraz z załogą zdobył dwukrotnie pierwsze miejsce w w okresie dwudziestolecia miedzywojennego przed yachtem USA. Yacht pracował do 1946 roku. Zatopił się blisko Haiti. Nawet w 1929 roku Kanada wydała serię znaczków pocztowych z wizerunkiem Blunose.
Blunose numer II zbudowano w 1963 roku i my zwiedziliśmy właśnie replikę.
Do tej pory na kanadyjskiej monecie 10 centowej na revers jest symbol żaglowca Blunose.

Przebywając na wakacjach w Nowym Brunszwiku trudno nie odwiedzić bardzo słynnego "Magnetic Hill" w Moncton. Cóż to jest?
To Wzgórze Magnetyczne, przykład wzgórza grawitacyjnego, rodzaj złudzenia optycznego tworzonego przez wznoszący się i opadający teren.
To rzeczywiście magiczne miejsce. Jadąc samochodem z góry kiedy nie hamujemy odnośmy wrażenie jakbyśmy jechali pod góre. Wizualna iluzja wykreowna na drodze kiedy nie widzimy horyzontu zasłoniętego drzewami.
W powrotnej drodze postój wypadł na campingu blisko Montrealu. Tam przenocowaliśmy. Zostawiwszy motorhome, małym osobowym samochodem udaliśmy się do Monteralu. To było 10 września 2001 roku. Specjalna objazdowa wycieczka pomogła nam więcej zobaczyć w krótkim czasie. Między innymi była okazja aby podziwiać stadion na którym odbyły się igrzyska olimijskie w 1976 roku. Wówczas polscy spotowcy przywiezli aż 26 medali. To był bardzo dobry rok dla biało-czerwonych.
Na noc wróciliśmy na camping.

Następny dzień czyli 11 wrzesień też był przeznaczony na zwiedzanie miasta.
Obudziliśmy sie przed 8 rano i ja poszłam wziąć prysznic w łazience dostępnej dla wszystkich turystów. Wróciwszy zobaczyłam że mój mąż wpatruje się w TV więc mówię do niego.
Zamiast przygotowywać się do wyjazdu to ogladasz film?
On na to: "To nie film, to rzeczywistość. Właśnie upadła jedna z dwóch blizniaczych wież Worold Trade Center w Nowym Yorku." Za chwilę na naszych oczach wpatrzonych w ekran TV runęła druga wieża, uderzona uprowadzonym samolotem.
Wszyscy pasażerwie uprowadzonych samolotow zginęli, jak również ludzie, który byli w budynkach.
11 września około godziny 9 rano czasu lokalnego USA 4 zamachy terrorystyczne przeprowadzone na terenie Stanów Zjednoczonych pozbawiło życia 3 tysiące ludności. Zginęło rownież wielu strażaków dusząc sie od dymu gdy ratowali życie innych.
Sprawca zamachu to: Al-ka'ida na czele, której stał Osma bin Laden.
Zaatakowano także Pentagon. Wielka grozba spadła na USA i cały świat. Tak więc cały dzień przesiedzieliśmy na campingu przed TV słuchając dalszych informacji. Ulotnił sie zapał zwiedzania Montrealu a poza tym nie wiedzieliśmy czy podobny los nie spotka Kanady.
Noc była niespokoja ze wzgędu na stres jaki nas ogarnął.
12 września rano zapakowaliśmy nasze manele i wyruszyliśmy w powrotną drogę do domu do Toronto.