Za tym jednym słowem kryje się wszystko co najgorsze na świecie: ból, gwałt, upokorzenie, niewola, rozlana krew, inwalidztwo, śmierć, zniszczone dobra.
Ogladałam kiedyś film mongolski, nie pamiętam tytułu.
Dawno temu, kiedy tam dochodziło do nieporozumień i wojna wisiała na włosku, zbierała się armia jednego plemienia naprzeciwko drugiego, po czym sami przywódcy występowałi przed szereg i staczali walkę.
Kto wygrał zabierał całą armię przeciwnika.
Osobiście spodobało mi się takie zachowanie przywódców z filmu.
Po co ma ginąć tysiące, miliony ludzi skoro wojna może się skończyć na jednym człowieku.
Nie wiem czy tak było naprawdę czy reżyser miał tylko taką wizję?
Tak czy inaczej budująca, prawda?
Moje marzenie aby wszyscy politycy świata wprowadzili taki zwyczaj, jeśli już nie można obejść się bez najgłuszego „zdarzenia, decyzji” (?) jakie wymyślił człowiek niespełna rozumu, a cały świat w większym lub mniejszym stopniu zaakcetował.
Według mnie nie powinno być nawet takiego wyrazu w słowniku.
Urodziłam się po wojnie i do tej pory miałam nadzieję, że będę znała ją tylko z książek i filmów.
Tamte wszystkie wojny to były moich rodziców, dziadków.
Ta jest także moja.
Nawet nam, na drugiej półkuli też jest trudno i całym sercem solidaryzujemy sie z Ukrainą.
Czy Bóg zapomniał o ludziach tam mieszkających?
Dlaczego tak ciężko ich doświadcza latami?
W 1932–33 roku za Stalina ludzie umierali z głodu. Całe wsie wymarły z głodu. Było to jedno z największych ludobójstw w historii. Holodomor „zamorzenie głodem” wywołane sztucznie przez komunistyczne władze ZSRR szczególnie we wschodniej i Centralnej Ukrainie.
O tym dokładnie opisał w swojej książce Grigoriy Zinchenko „Escape from Buchenwald”.
W 2001 roku miałam zaszczyt spotkać na Florydzie autora wymienionej książki. Pojechaliśmy z mężem do ciepłych wód mineralnych w Port North w pobliżu Sarasoty. Rozłożyliśmy koc nad brzegiem zbawiennego jeziora ze słoną wodą mineralną.
Po sąsiedzku siedział sympatyczny starszy pan.
Zaczęliśmy rozmawiać i okazało się, że to właśnie Pan Grysza.
Na szczęście miał swoją książkę przy sobie, zostawił nam w niej swój autograf.
Opisał w niej nie tylko ucieczkę z obozu, ale całe swoje życie na Ukrainie od dzieciństwa i ten straszny głód.
Książka została wydana przez Ithaca w Nowym Yorku.
Powinna być wznawiana co 3 lata.
Niestety nie mogę „pochwalić” się dedykacją ponieważ pożyczyłam książkę ludziom, którzy wyjechali na zimę do Meksyku. Uważam, że w każdym miesiącu powienin być jeden dzień oddawania pożyczonych książek.
Ja to nawet modlę się aby co niektórym Bóg przywrócił rozum.
Po co komu tyle przelanej krwi, łez, stresu, gruzu z powalonych domów.
Tak łatwo zniszczyć ludzi i cały ich dobytek w ciągu kilku minut, godzin, dni a tak trudno odbudować. Nikt im nie wróci życia.
Cześć im pamięci.
Pocieszające jest tylko to, żaden z tyranów nie zdołał zniszczyć wszelkich wartości i dóbr materialnych jakie zbudował naród przez wieki historii.